
Europarlamentarzysta PiS Ryszard Czarnecki został namierzony przez OLAF (Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych), gdyż w latach 2008-2018 pobierał kilometrówki w nienależnych wysokościach.
Deklarował, że do Parlamentu Europejskiego dojeżdżał z Jasła, tymczasem jeździł z Warszawy. 340 km bliżej. Teraz PE nakazał mu zwrot ok. 100 tys. euro.
Gdy w zeszłym roku sprawa wyszła na jaw, Czarnecki groził, że za podawanie powyższych informacji będzie skarżyć do sądu („kroki prawne”).
Nie jestem pewny, czy będzie teraz kontynuować tę linię obrony.
W 2018 r. w głosowaniu tajnym został odwołany ze stanowiska wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego, za „poważne uchybienia” regulaminu (przyrównał europosłankę Różę Thun z PO do szmalcowników). Był to pierwszy przypadek odwołania wiceprzewodniczącego w historii Parlamentu Europejskiego. W czerwcu 2019 r. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej odrzucił skargę Czarneckiego na odwołanie z funkcji wiceprzewodniczącego PE, uznając ją za bezzasadną. Czarnecki przegrał też procesy z Thun w polskich sądach.
Fakt, jest całkowicie pokonany – 100 tys. euro trzeba oddać do kasy PE, procesy z Thun przegrał. Wbrew jego wpisowi, sam zdyskredytował swoją osobę, jego osoby już nikt nie musiał dyskredytować.
Co na to PiS – partia, która delegowała RC do Europy? Wszystko jest OK? Co na to wyborcy PiS? Jak zwykle nic?
KM