Wolta jak w Górnej Wolcie

Fot. Jan Graczyński
Fot. Jan Graczyński

KaczoRex w tej kadencji półboga i półczłowieka przegrał tak ważną sprawę pierwszy raz. Z kretesem, na całej linii, sromotnie. Stał się mniejszy, niż w realu. To nie jest ostatni raz.

Obiecał proliferom i Kościołowi poparcie, gdy przyniosą do Sejmu wory z podpisami pod projektem całkowitego zakazu aborcji. Jego giermkowie gorliwie wywalili do kosza konkurencyjny projekt i plan betonu został jedyny na placu boju.
Wtedy ziścił się nocny koszmar Kaczoreksa – na ulicach tłum powiedział NIE, wara, won, wynocha. Zjednoczył się, jest coraz większy. Niedobrze.
Szybko ci sami giermkowie głosowali za, a nawet przeciw, spijając z ust proroka szybkie, nerwowe instrukcje. Pomysł proliferów znalazł się w koszu, czyli tam, gdzie pomysły ruchów Pro Choice. KaczoRex tak szybko, jak dogadywał się w kampanii wyborczej gdy prosił o pomoc w wygraniu, tak błyskawicznie odwrócił się plecami, bo nie lubi ludzi na ulicach, boi się ich. Naiwnych wystrychnął na dudka. Naprawdę wierzyliście politykowi?
Jeśli tak, to teraz zróbcie małe resume dojnej zmiany, stad Misiewiczów, kłamstw wyborczych, nieudolności, kolesiostwa, niekompetencji.
Nie minął jeszcze rok władzy KaczoReksa. Ostatnim razem rządził dwa lata. Co chciał przykryć sprawą aborcji? Upupienie sędziów Trybunału Konstytucyjnego? Ludzi na ulicach rozganiać teraz będzie ONR, kibole czy oszołomieni przebierańcy a la Żołnierze Wyklęci?
KaczoRex – ważna informacja. Jest rok 2016. Bolszewia nie wróci, chociażbyś bardzo chciał i robił wolty jak w Górnej Wolcie.
Krzysztof Mrówka