Vox populi, vox dei! – tako rzecze nasz Kierownik Imperium – i wypada tylko skwitować jego starożytną sentencję donośnym a radosnym „Howgh”!
Spór trwa, obie strony – Totalna Opozycja i Dobrzy Panowie licytują. Kierownik Imperium gra ostro- zapowiedział obniżki pensji za „ciężką pracę” o dwadzieścia procent (20%!!!). I wiecie co? Kocham go za to!
Pamiętacie PRL? Krążył pośród skwerów z zasadzonymi różami i wind w mrówkowcach taki oto mądrościowy dowcip – który z członków Komitetu Centralnego groźniejszy? – leniwy i głupi czy pracowity i głupi? Dla niewtajemniczonych rozszyfruję, że prawidłowa odpowiedź jest szokująca – pracowity i głupi! Pracowity przygłup jest zatem największym społecznym zagrożeniem. To zrozumiałe. Bo leń zostawi w spokoju to, co jakoś w miarę dobrze funkcjonuje, pracuś zaś dokończy dzieła i wypali wszystko do samej ziemi.
Jeśli Pan Kierownik w przypływie genialnego szaleństwa rozpoznał tę starą chorobę, to jeszcze nie wszystko stracone. Albowiem istotnie – wysokie wynagrodzenie za „ciężką pracę” to absolutny skandal.
Gdyby tak Premier Gowin dorowadził do tego, że zmienionoby entuzjastyczne nastawienie do „ciężkiej pracy” a zastąpiono ją nareszcie „mądrą pracą”, dokonalibyśmy w końcu skoku cywilizacyjnego, nie płacąc ani grosza. Byłbyż to chyba jedyny świetny interes w dziejach obydwu czwartych republik Kaczyńskich. Albowiem problemem naszego Imperium Międzymorza wcale nie jest „pedagogika wstydu” , pogarda okazywana Patriotom przez Germanów, ani nawet legendarne lenistwo rodaków – tych z pierwszego czy drugiego sortu – tylko całkowity bezsens wysiłków podejmowanych na rozmaitych stanowiskach przez osoby pozbawione talentu, kwalifikacji i doświadczenia (kolejność nie jest przypadkowa), które są uporczywie nagradzane za „ciężką pracę”, zamiast za jej efekty. Ten problem jest dużo starszy niż nawet PRL.
Znacie to zapewne z własnego doświadczenia – uczeń zdolny to najgorsze co się może przytrafić klasie. Wystaje poza zakreślone ramy, dręczy nauczyciela niewygodnymi pytaniami, zadania rozwiązuje zanim belfer zdąży przeczytać ostatnie zdanie, bawi się wypracowaniami, które uznano za nadzwyczajnie skomplikowane i nudzi się na lekcjach które realizują zakreślony przez kuratorium program, odczytywany przez wykładowcę w pocie czoła z kartki, aby nie ulec zgubnej pomyłce. Co gorsza – świadectwa końcoworoczne krnąbrnego ucznia przypominają Himalaje – z kilku przedmiotów otrzymuje szóstki, z innych jedzie po tzw. brzuchu.
Często jest niegrzeczny, nauczyciela traktuje jak kolegę z podwórka, a zeszycik noszony w worku przypomina wyjęty psu z gardzieli kapeć kąpielowy. No i jest aspołeczny – to znaczy nie kopie z kolegami piłki, alienuje się i trudno ulega perswazji autorytetu – pani woźnej, kucharki czy też dyrektora szkoły (kolejność nie jest przypadkowa!).
Dlatego nasz system szkolny takiego ancymona musi zdyscyplinować za wszelką cenę, jeśli nie ma posypać się od fundamentów nasze ukochane Imperium Trójmorza. Właśnie dlatego od lat konsekwentnie nagradzana jest „ciężka praca” – a jakże – ponieważ wiadomo od wieków, że tym, co potrzebne na folwarku, to robotny parobek co będzie godzinami kopił widłami siano w snopki, a nie jakiś chłopski filozof, który wpadnie na pomysł, aby swojskie widły zastąpił niemiecki taśmociąg.
Nasze zaś państwo wróciło na tradycyjne tory, odkryło wartość folwarcznego etosu „ciężkiej pracy”. Na górze dobrzy panowie, wspierani przez biskupów-senatorów, wiedzą co dla Imperium dobre i znów nagradzają za ciężką, a bezmyślną robotę. Rzecz jednak w tym, że zasada nagradzania „ciężkiej pracy” uformowała także elity. Beneficjentami nie byli nigdy najzdolniejsi, tylko ci, co się najbardziej spocili w ciągu 45 minut lekcji, albo udawali że się strasznie pocą.
Nasze dzisiejsze elity to krem promowanych przez ten system „ciężko pracujących”. Oni nie są przecież winni temu, że przy stworzeniu świata nie starczyło dla nich talentu, ani rozumu. Naszemu Kierownikowi Imperium rozum pomylił się ze sprytem.
No i mamy tego efekty. Premierę, która męczy się i stęka składając mozolnie zdania rzekomo w jej ojczystym języku (widać jakie katusze kobiecina przechodziła studiując ongiś etnologię), minister spraw zagranicznych z zatroskaną twarzą osoby która musi w swego ociężałego rozumu mozole poskładać komunikat w obcym języku, ale po tym nadludzkim wysiłku już nie starcza energii by nadać zdaniom jakikolwiek sens. Oszalały z nadmiaru dumy i miłości do samego siebie (to zda się jedyny chrześcijański przymiot tego notorycznego tropiciela spisków) minister obrony, który urojenia bierze za rzeczywistość, a w pocie czoła trwa przy twierdzeniach które obnażają nadzwyczajne braki wiedzy z fizyki na poziomie szkoły podstawowej. I tak dalej, i tak dalej…
Rozumiemy więc, że za ten tytaniczny wysiłek – żeby nie popuścić w gacie z wrażenia, że się jest w towarzystwie pani „Makreli” albo przy lekturze dokumentów przepełnionych niezrozumiałymi raportami, z których nie wiadomo co wynika – należy się sowita nagroda. Bo jest cholernie ciężko, głowa boli, ręce opadają. I ogarnia dojmujące dziś poczucie bezbrzeżnego żalu, że takeśmy się męczyli, a teraz Kierownik „kazuje” oddać.
W leninowskiej wizji państwa równości i sprawiedliwości sprzątaczka miała bez trudu zastąpić inżyniera. Słusznie, bo przecież każdemu się należy, wszyscy mamy takie same żołądki oraz dwie ręce, nogi i jedną tylko głowę. To do niej człowiek je. I co jasne, każdy powinien mieć po linii partyjnej równe szanse. W związku z tym proponowałbym pójść Państwu Drogiemu na całość:
naśladując włoskiego poetę Gabriela D’Annunzia, który postanowił zastąpić Pana Boga i utworzyć ze zwykłych mieszkańców Istrii republikę poetów, niech każdy będzie tym, czym go mianuje kaprys Suwerena. Niechże zatem Waszczykowski zagra w Filharmonii Narodowej koncert wiolonczelowy Bacha, Błaszczak pilotuje samoloty pasażerskie do Nowego Jorku, Kempa zamiast Kusznierewicza dowodzi biało-czerwonym jachtem kupionym we Francji, Macierewicz niech poprowadzi zajęcia z fizyki kwantowej dla doktorantów Politechniki Warszawskiej, Brudziński urządzi autorską wystawę batalistycznego malarstwa sztalugowego w Zachęcie, Ziemkiewicz niechże napisze jakąś sensacyjną powieść o „parchach,” a Gliński przebrany za Antka Rozpylacza niech a capella zaśpiewa „Warszawiankę” w programie „Mam talent”. Generalnie w Imperium i tak nic się nie zmieni. A będzie o całe 20 procent taniej!
Digger