W sezonie 2016/2017 ekstraklasowi piłkarze Górnika Łęczna występują w Lublinie. Fatalna historia.
Ostatnie czasy przyniosły połączenie kopalni LW Bogdanka z energetyczną Eneą (obie spółki są notowane na GPW). Enea tam teraz rządzi i Górnik gra w Lublinie.
Miał być prestiż – nowy stadion, większe miasto. Jest kompletna klapa. Kibice z Łęcznej nie kupili tego pomysłu i nie kupują biletów, nie jeżdżą też nigdzie za swoim teamem, fani futbolu z Lublina mają swój Motor i frekwencji nie chcą rywalowi pompować. Górnik gra sam dla siebie i telewidzów. Średnia frekwencja w Lublinie i Łęcznej na meczach Górnika wynosiła ok. 4 tys. Ale Lublin ma 340 tys. mieszkańców, Łęczna zaś 19 tys. W tym problem.
Co na to Ekstraklasa SA i Canal+? Przecież futbol na najwyższym poziomie w kraju nie może tak wyglądać. Na ten badziew nie da się patrzeć. Na naszych oczach szybko ściemnia się nad piłkarską Łęczną, która jest na dnie.
Efekt – łęcznian w Lublinie bije kto chce i jak chce (ostatnio Ruch 4-0). Trybuny są tam puste jak kinowe sale na projekcji „Smoleńska”, a nastrój przypomina abdykację cesarza Wilhelma II i koniec II Rzeszy.
Pomysłodawca przenosin niech wystąpi i odpowiedzie za głupi pomysł. Stanie się tak tylko wtedy, gdy ma honor. Stawiam, że nikt nie wystąpi.
Decydent przed wygonieniem Górnika z domu miał zapytać cadyka Jaakowa Icchaka ha-Lewiego Horowitza (Ha-Choze mi-Lublin, Widzący z Lublina) – teraz już siedzącego w niebiesiech – co robić i jakie to przyniesie skutki. Lubliner wszystko wiedział o okolicach tego miasta, umiał przewidywać. Można też było spytać innego mądrego człowieka stamtąd, błogiej pamięci Łęcznera – cadyka Szlomo Jehudę Lejba z Łęcznej. Też by pomógł z zaświatów. Wszak stale to czyni, a swoim łęcznianom krzywdy by nie dał zrobić.
Nikt jednak nie zapytał.
Nie dość, że nie ma honoru, to i wyobraźni.
Krzysztof Mrówka