Codzienny Biuletyn Wojenny: Bezpośrednia relacja z frontu


Rys. Digger

– Dodaj poprawkę, kurwa!!! Oj, przepraszam, wymsknęło mi się, to nerwy – major WOT Baryła-Kolski Wacław ociera pot z czoła przewiązanego bandamką. Ksiądz kapelan grozi palcem ale się uśmiecha. – O, by to tylko takiemi grzechy się hańbili! – szepcze omdlałymi wargami i pociąga łyk z wojskowej manierki. Za nami rozlega się miarowe stukanie i metaliczny grzechot. To łuski najcięższego karabinu maszynowego opadają na podest w okopie. Major sapiąc z wysiłku podnosi lornetę do oczu.

– Józek, popraw, on się rusza!- wskazuje palcem. Na przedpolu pomiędzy kozłami z rozpiętym na nich drutem kolczastym szamocze się ciemna postać.
– Skurwy… znaczy sukinkot! Waży z pół tony! Gdyby do nas doszedł, byłoby krucho – major odwraca się ku mnie i wkłada do ust papierosa. Słychać dwie eksplozje. Chłopcy z obsady moździerza dokończyli dzieła. Bezpośrednie trafienie. Ale major niezadowolony
– A na ki chu.., znaczy na chusteczkę proszę księdza dobrodzieja, walą artylerzyści!? – ciska papierosa na ziemię i groźnie zgrzyta zębami. Kapelan kręci z niedowierzaniem głową. – Przesada, znaczna przesada, ci artylerzyści to jednak częściowo pochodzą z bezbożnych kręgów, za dużo tam tej matematyki, tych zasad fizyki, za mało prawdziwego Słowa – marszczy brwi i pociąga łyk z manierki.
Atak dzików odparty. Ale przecież niepotrzebne użycie moździerza pozbawiło zakłady mięsne w Ozorkowie komponentu do konserw, a nas pięknego trofeum w postaci skóry z odyńca, której wygarbowanie zamówił w naszej reducie bp Sławoj-Leszek.

Z samej linii frontu nadawał przez telefon bez drutu
Adolf Komurek