Przykrywka sowimi taśmami

Rys. Digger

Przejście Małgorzaty Sadurskiej – osoby która kiedyś krzyczała z sejmowej trybuny, iż skandalem jest transfer ludzi z polityki do spółek Skarbu Państwa (za czasów PO-PSL) i sama teraz poszła kolesiowską ścieżką – wywołało wiele złej krwi. Zobaczył to suweren.

Okazało się, że PiS robi dokładnie to, co krytykowało w kampanii wyborczej, że konfitury są jednak zbyt ponętne.

TVP ujawnia kolejne sowie nagrania, co ma kompromitować drugą stronę politycznego sporu.

Przypadek? Nie sądzę.

Kaczyński ma taśmy i nie waha się ich używać, skoro już raz się przydały. Nie on je jednak zamawiał. Naczelny strategik IV Republiki z nich tylko korzysta.

Krzysztof Mrówka

Cenzura w tubie propagandy

Ostatnio wskazano kilka niewątpliwych przypadków cenzurowania przez TVP Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.  Wymazywanie odbywało się zapewne za wiedzą prezesa Jacka Kurskiego.

TVP udowadnia po raz setny, czym jest. Tubą propagandową partii rządzącej, której nieobca jest nielegalna już od 1989 r. działalność cenzorska. Udowadnia też czym nie jest – medium publicznym. Ustroje totalitarne zawsze potrzebowały mediów i pilnie je wykorzystywały. Dobra zmiana telewizję już ma, teraz czas na nowy ustrój?
Krzysztof Mrówka

Piotr Gliński w TVP o domu wariatów

piotr-glinski-fot-danuta-matloch
Fot. Danuta Matloch

– Przykro mi, że w Telewizji Publicznej, po zmianie politycznej, na którą ja harowałem przez wiele lat tego rodzaju zarzuty mnie spotykają, nie wiem, jak mam to rozumieć, to jest jakiś koszmar, dom wariatów. Państwo żeście oszaleli z tymi programami dotyczącymi organizacji pozarządowych, z tymi grafami łączącymi jakieś organizacje, pokazywaniem zdjęć przestępców (….), to wygląda jak listy osób, których się poszukuje.
Piotr Gliński, wicepremier, minister kultury

Gliński potrzebował roku by zobaczyć to, co widać od pierwszego dnia rządów PiS. Ujrzał dom wariatów dopiero wtedy, gdy TVP zaatakowała jego rodzinę. Wcześniej był ślepy i głuchy na wrzaski z tuby propagandowej jego partii. Dlatego oburzenie ministra jest czystą prywatą.
KM

Scenariusz i reżyseria Jarosław Kaczyński

skanuj-589
Rys. Digger

Gdym się obudził, Władysław Gomułka uspokajał nas przez odbiornik radiowy. Mieszkanie było niewielkie, za oknem w oddali wzgórza przyprószone śniegiem. Nie zdawałem sobie wtedy z tego sprawy, ale domostwo gdzie mieszkaliśmy posadowiono na samym skraju miasta. Były to najprawdziwsze peryferia. Dziecku to położenie zupełnie nie przeszkadzało, a rodzice mieli blisko do pracy w kombinacie.

Czasy były spokojne, ale mimo to Pierwszy Sekretarz poczuł się w obowiązku żeby przerwać swoje zajęcia, usiąść przy kartce papieru i skreślić kilka zdań otuchy, i wyczytać je ku pokrzepieniu serc przy mikrofonie Polskiego Radia. Jako jeden z nielicznych na kuli ziemskiej mógł to czynić, ilekroć tylko miał ochotę. W tamtych czasach audycje szły na żywo. Towarzysz Pierwszy Sekretarz nie miał w dzieciństwie łatwo, więc wszyscy, a dzieci najmocniej, trzymaliśmy kciuki, żeby dociągnął do ostatniego wyrazu, nie gubiąc po drodze zbyt wielu liter. I wspomagany przez masy, jak za każdym takim razem, dał radę.

Patelnia od Cyganów

Tato niedługo potem powrócił z kombinatu, siostra wróciła z liceum, babcia usmażyła na kupionej od Cyganów (to słowo to archaizm, bo w zamierzchłych czasach nie wiedzieliśmy o istnieniu Romów, wiec proszę się nie oburzać, żem wstrętny rasista) pyzy z mięsem. Do tego herbata bawarka, bo mleko każdego ranka ktoś uczynny pozostawiał przy wycieraczce. A i dlatego też bawarka, że kupienie cytryn było nie lada wyczynem. Cytryny jednak pod tą szerokością geograficzną zastępowała z powodzeniem cebula, kiszona kapusta, a w moich czasach dziecinnych dodatkowo powszechna opieka zdrowotna. Na koniec nadeszła z biura mama, a nasz pies zamerdał ogonkiem. Idylla.

Tato po obiedzie wypoczywał kojąc skołatane w pracy nerwy lekturą gazety. W gazecie przewidujący dziennikarze starali się – jak to im nakazywał Pierwszy Sekretarz – uspokoić społeczeństwo. Bo nikomu niepotrzebne są nerwy, bo trzeba mieć spokojną codzienność, bo tak było przecież lepiej dla dzieci i ich rodzin.
Informacje prasowe nie niosły emocji, co łatwo można było wywnioskować z obserwacji otoczenia, nawet będąc, jak ja naonczas, człowiekiem niepiśmiennym. Tato bowiem miał za każdym razem tę samą nieobecną minę przy lekturze. Po chwili zaś zapadał w płytką drzemkę.
Gdy w domu pojawił się telewizor, można było odłożyć dziennik na bok i oddać się kontemplacji tego cudu dwudziestowiecznej elektroniki, kupionego w ZURiT na korzystne raty. Programy w centrali starannie dobierano, tak, że napięcie emocjonalne z rzadka jedynie się tam pojawiało.

Kobra trzymała

Najczęściej w czwartkowe wieczory. Jako nieco bardziej od innych wrażliwe dziecko dygotałem ze strachu obserwując frenetyczne manewry rysunkowego węża, wykonującego taniec do niemniej niż obraz intrygującej muzyki. Ten teatr trzymał rzeczywiście w napięciu, ale trwało to tylko kilkadziesiąt minut, a jeśli stres spodziewany przekroczyć mógł dopuszczalną normę, mama wyprowadzała mnie zawczasu do kuchni.
Potem była noc, potem następny dzień. Potem zrobiłem się nie wiedzieć kiedy duży, a miejsce w którym był mój raj zostało bezpowrotnie utracone. Istnieje jedynie w moich zapewne niezbyt ekscytujących dla Czytelników wspomnieniach. Niemniej bardzo tęsknię za tatą, babcią, dziadkiem, bo ich już nie ma na tym świecie i nie mogę choćby przez chwilę popatrzeć im w oczy.
Dziś sam jestem w tym samym mniej więcej wieku co oni, bo dziecku wszyscy dorośli wydają się jednakowo starzy. Nie tęsknię zaś zupełnie – przyznaję to bez uczucia zakłopotania – za melorecytacją poezji agitacyjnej w wykonaniu tow. Wiesława. Życzę mu jedynie, żeby Pan Bóg wybaczył mu grzechy i żebyśmy w miarę możliwości nigdy się nie spotkali w wiecznej pomroce dziejów.
Po latach obserwacji świata człowiek, który dobrnął wreszcie do smugi cienia wie już, że wszystko co ludzkie jest skomplikowane, przepełnione rozczarowaniami, daremne i skończone…

Odkurzone rekwizyty

Tymczasem od jesieni 2015 roku, po wygranych przez wieloletnią twardą opozycję wyborach, obserwuję ze zdumieniem, że w tym całkowicie odmienionym miejscu jakim jest mój kawałek świata, pojawiają się starannie odkurzone rekwizyty.
Jest już spokojniej w programach telewizyjnych i radiowych. Dziennikarze promują swojskość, na czele rządu osoba do złudzenia przypominającą moją babcię. W telewizji Sonda i Teleranek witają dziatwę wesołym „kukuryku” (to znaczy nie jestem tego do końca pewien czy ten sygnał jest identyczny jak przed laty, bo staram się telewizji nie oglądać, z tym że dla oddania sprawiedliwości nowym włodarzom kraju oświadczam uroczyście, że pozbyłem się telewizora już na przełomie wieków). W Dwójce co chwila festiwale folklorystyczne, minister kultury zamiast brnąć w niepokojące kontrowersje najchętniej wspierałby wieczornice w koszarach, minister obrony narodowej odkrył na nowo geniusz cywilizacyjny ORMO, zaś minister gospodarki zachwycił się własnym planem ponownej motoryzacji.
Teraz jednak wszyscy na świecie są zdania, że dni motoryzacji są raczej policzone, dlatego my spróbujemy auta na prąd. Takie same zresztą elektromobile jeździły na kolejowych dworcach gdy wsiadaliśmy z rodzicami do kuszety wyruszając pociągiem ciągniętym przez lokomotywę z Chrzanowa na wczasy. Widać od razu, że władza czerpie z tradycji garściami.

Naczelnik do mnie mruga

Jest i Naczelnik tego wszystkiego, który mruga do mnie, zmęczonego niepewnością i przerażającymi doniesieniami ze świata – obrazami przewróconych łajb pełnych oszalałych ze strachu ludzi na Morzu Śródziemnym, wybuchających eksponatów w muzeach w Iraku, poderżniętych gardeł chrześcijan na obrzeżach Aleppo.
Starszy pan stara się być dla mnie miły (pod warunkiem oczywiście, że się z nim we wszystkim zgadzam i wykorzystuję swoją szansę, aby siedzieć cicho) i solennie zapewnia, że on to przecież załatwi. Że będą z powrotem pyzy z mięsem, bawarka, kapustka i robota w kombinacie. Tylko żeby to się spełniło, muszę z powrotem nałożyć pieluszkę, gatki, wełnianą czapeczkę i położyć się spać otulony kołderką. Gdy tak będę zasypiać, ukoi mnie do snu spokojne przemówienie Naczelnika. To on nam napisał scenariusz i reżyseruje teraźniejszość. A komu jak komu – reżyserowi naprawdę nie wolno przeszkadzać!
Digger

Będzie skok. Jak osiem lat temu

PiS przygotowuje się do sprawowania władzy. Już wygrało, chociaż wybory jeszcze się nie odbyły. Ważny będzie skok na publiczne media, jak poprzednim razem, jak osiem lat temu.

Obecne spółki skarbu państwa mają zostać przekształcone w instytucje kultury, bądź wyższej użyteczności publicznej, aby odejść od modelu spółki prawa handlowego. Zarządy mediów publicznych mają być jednoosobowe, a prezesi będą wybierani spośród autorytetów świata kultury.
Dlaczego jednoosobowe? Łatwiej naciskać, łatwiej zmienić. Problem będzie jednak z autorytetami świata kultury – nie każdy autorytet chce zostać chorągiewką na wietrze Prawa i Sprawiedliwości, nie każdy zgodzi się na pracę w takich warunkach. Chyba, że desperat… Już widzę autorytet świata kultury, który jednoosobowo prowadzi taką firmę, jak Telewizja Polska.

Pieniądze dla Telewizji Polskiej i Polskiego Radia będą w co najmniej w 75 procentach pochodzić ze środków publicznych. Obie firmy mają mieć zagwarantowane około półtora miliarda złotych rocznie na funkcjonowanie. Taki poziom finansowania ma pozwolić na rezygnację z reklam.
PiS już dysponuje naszymi pieniędzmi i już urządza nam świat za nasze pieniądze. Tani chwyt.

PiS chce zatrzymać monopolizację mediów przez kapitał zagraniczny oraz wzmocnić media lokalne.
To nietrafiony argument – media nie są zmonopolizowane przez zagraniczny kapitał. Nie ma zagranicznego zdominowania rynku w telewizji (np. bukiet programów Polsatu, Telewizja Polska), radiu (stacje z grupy Agory czy Grupa ZPR Media), prasie (np. „Gazeta Wyborcza”, „Rzeczpospolita”, „Polityka”, „Wprost”, Grupa ZPR Media, wiele innych tytułów ogólnopolskich dzienników i tygodników). Pisowcy nie informują, jak chcą w przyszłości wzmocnić lokalne media i za czyje pieniądze, kogo to dotyczy.

Gdy wybory wygra PiS (samo lub z Kukizem), co jest możliwe, zapewne będzie skok na publiczne media. Wystarczy jedna noc w parlamencie jak osiem lat temu.
Krzysztof Mrówka