Będzie skok. Jak osiem lat temu

PiS przygotowuje się do sprawowania władzy. Już wygrało, chociaż wybory jeszcze się nie odbyły. Ważny będzie skok na publiczne media, jak poprzednim razem, jak osiem lat temu.

Obecne spółki skarbu państwa mają zostać przekształcone w instytucje kultury, bądź wyższej użyteczności publicznej, aby odejść od modelu spółki prawa handlowego. Zarządy mediów publicznych mają być jednoosobowe, a prezesi będą wybierani spośród autorytetów świata kultury.
Dlaczego jednoosobowe? Łatwiej naciskać, łatwiej zmienić. Problem będzie jednak z autorytetami świata kultury – nie każdy autorytet chce zostać chorągiewką na wietrze Prawa i Sprawiedliwości, nie każdy zgodzi się na pracę w takich warunkach. Chyba, że desperat… Już widzę autorytet świata kultury, który jednoosobowo prowadzi taką firmę, jak Telewizja Polska.

Pieniądze dla Telewizji Polskiej i Polskiego Radia będą w co najmniej w 75 procentach pochodzić ze środków publicznych. Obie firmy mają mieć zagwarantowane około półtora miliarda złotych rocznie na funkcjonowanie. Taki poziom finansowania ma pozwolić na rezygnację z reklam.
PiS już dysponuje naszymi pieniędzmi i już urządza nam świat za nasze pieniądze. Tani chwyt.

PiS chce zatrzymać monopolizację mediów przez kapitał zagraniczny oraz wzmocnić media lokalne.
To nietrafiony argument – media nie są zmonopolizowane przez zagraniczny kapitał. Nie ma zagranicznego zdominowania rynku w telewizji (np. bukiet programów Polsatu, Telewizja Polska), radiu (stacje z grupy Agory czy Grupa ZPR Media), prasie (np. „Gazeta Wyborcza”, „Rzeczpospolita”, „Polityka”, „Wprost”, Grupa ZPR Media, wiele innych tytułów ogólnopolskich dzienników i tygodników). Pisowcy nie informują, jak chcą w przyszłości wzmocnić lokalne media i za czyje pieniądze, kogo to dotyczy.

Gdy wybory wygra PiS (samo lub z Kukizem), co jest możliwe, zapewne będzie skok na publiczne media. Wystarczy jedna noc w parlamencie jak osiem lat temu.
Krzysztof Mrówka

Adam Nawałka szuka czarownika

Z rozbawieniem patrzę na zabobonnych ludzi. To bywa śmieszne, żałosne, nie jest najczęściej szkodliwe dla innych osób. Kiedy zabobonny jest pierwszy trener piłkarskiej reprezentacji Polski, sytuacja staje się dziwna.

Adam Nawałka oplótł się zabobonami jak pajęczą siecią. Na wyjazdach gramy tylko w białych strojach, w czerwonych spodenkach gramy tylko na Stadionie Narodowym, w dniu meczu reprezentanci chodzą tylko w białych koszulkach polo, autobus z zawodnikami nie może się cofnąć (pod żadnym pozorem) gdy zajedzie za daleko. To zasady operetkowe, lecz nieszkodliwe, pozorna śmiesznostka.

Poważna jest jedna historia. Mecz w Dublinie – według Nawałki – musiał komentować duet Mateusz Borek – Tomasz Hajto. Dlaczego? Bo robili to podczas spotkania z Niemcami (Hajto grał w Niemczech, zna tamtejszy futbol). Wtedy osiągnęliśmy życiowy sukces i selekcjoner zdecydował, kto w Polsacie będzie komentować pojedynek z Irlandczykami.

Adam Nawałka oplótł się zabobonami jak pajęczą siecią.

Najlepsze, że nic w tym złego – w tej fanaberii – nie widzieli ani Zbigniew Boniek, szef PZPN (zadbał o odpowiednią godzinę i datę ligowego meczu Tychów, które szkoli Hajto) ani Marian Kmita, szef sportu w Polsacie.

Bońkowi nie można się dziwić – chce zrobić wszystko, aby reprezentacja osiągnęła dobry wynik. Wszak od tego zależy jego prezesura. Gdyby trzeba było, przeniósłby mecz Tychów na inny miesiąc nie patyczkując się.

Kmita zapewne nie wie, że właśnie utracił władzę na swoim poletku. Gdyby wiedział, nie zezwoliłby na taką manipulację – wszak właśnie przestał kierować tą redakcją. Kieruje nią duet Nawałka – Boniek. To ta para wystawia komentatorów, a Kmita tylko się cieszy, że zrobił coś dobrego dla reprezentacji.

Tymczasem czary nie wpływają na grę reprezentantów. Nic do niej nie ma osoba komentatora, kolor koszulek noszonych w dniu meczu i to, czy autobus zajechał metr za daleko czy nie zajechał. Takie rytuały są merytoryczną bzdurą.

Boniek, Nawałka i Kmita muszą sobie zdać sprawę, że reprezentacja ma wielkie problemy w środku pola – brak w składzie piłkarza-lidera, który opanuje sytuację w strefie środkowej, rzuci piłkę na skrzydła, zwolni i przyspieszy grę. Tak długo jak selekcjoner nie znajdzie takiego piłkarza, będziemy pozostawać bardzo średnią ekipą, w Dublinie, Berlinie, Glasgow bronić się panicznie i bez ostatecznego powodzenia, a do mistrzostw świata nie pasować. Nie znajdziemy w trakcie tych eliminacji potrzebnego piłkarza – nie mamy człowieka o wymaganych parametrach, Nawałka szukał i nie znalazł. Narodowa drużyna opiera się na chciejstwie, a nie na talentach i pracy od podstaw.

Nawałce pozostaje zatrudnienie czarownika. Sam się postawił w tej dziwacznej sytuacji akceptując zaklęcia rodem z magii.
Krzysztof Mrówka