Barcelona ciągnięta za uszy

Barcelona jest zbyt duża, aby nie awansować w Lidze Mistrzów? Mam takie wrażenie. Realizuje się to za wszelką cenę.

To nie była żadna remontada, czy inna bajeczka dla naiwnych. Mecz z PSG był brutalnym ciągnięciem Barcelony za uszy.
Nie dałbym ani pierwszego karnego (gracz Barcelony rzucił się na obrońcę PSG, który już leżał i nie faulował), ani drugiego (dotknięcie ręką to nie faul, to nie spowodowanie upadku).
Dałbym natomiast karnego dla PSG za rękę obrońcy Barcelony Pique po akcji Di Marii.
Powtórki we wszystkich tych wypadkach wypadły na niekorzyść sędziego i Barcelony. Czy Di Maria został sfaulowany w polu karnym pod koniec spotkania nie wiadomo. Z jakiegoś powodu nie pokazano powtórki.
Prawda jest taka – z sześciu goli dla gospodarzy dwa padły z „lewych” karnych, jedenastki dla PSG za rękę arbiter nie dał.
Znaczy pomógł.
Krzysztof Mrówka

Adam Nawałka szuka czarownika

Z rozbawieniem patrzę na zabobonnych ludzi. To bywa śmieszne, żałosne, nie jest najczęściej szkodliwe dla innych osób. Kiedy zabobonny jest pierwszy trener piłkarskiej reprezentacji Polski, sytuacja staje się dziwna.

Adam Nawałka oplótł się zabobonami jak pajęczą siecią. Na wyjazdach gramy tylko w białych strojach, w czerwonych spodenkach gramy tylko na Stadionie Narodowym, w dniu meczu reprezentanci chodzą tylko w białych koszulkach polo, autobus z zawodnikami nie może się cofnąć (pod żadnym pozorem) gdy zajedzie za daleko. To zasady operetkowe, lecz nieszkodliwe, pozorna śmiesznostka.

Poważna jest jedna historia. Mecz w Dublinie – według Nawałki – musiał komentować duet Mateusz Borek – Tomasz Hajto. Dlaczego? Bo robili to podczas spotkania z Niemcami (Hajto grał w Niemczech, zna tamtejszy futbol). Wtedy osiągnęliśmy życiowy sukces i selekcjoner zdecydował, kto w Polsacie będzie komentować pojedynek z Irlandczykami.

Adam Nawałka oplótł się zabobonami jak pajęczą siecią.

Najlepsze, że nic w tym złego – w tej fanaberii – nie widzieli ani Zbigniew Boniek, szef PZPN (zadbał o odpowiednią godzinę i datę ligowego meczu Tychów, które szkoli Hajto) ani Marian Kmita, szef sportu w Polsacie.

Bońkowi nie można się dziwić – chce zrobić wszystko, aby reprezentacja osiągnęła dobry wynik. Wszak od tego zależy jego prezesura. Gdyby trzeba było, przeniósłby mecz Tychów na inny miesiąc nie patyczkując się.

Kmita zapewne nie wie, że właśnie utracił władzę na swoim poletku. Gdyby wiedział, nie zezwoliłby na taką manipulację – wszak właśnie przestał kierować tą redakcją. Kieruje nią duet Nawałka – Boniek. To ta para wystawia komentatorów, a Kmita tylko się cieszy, że zrobił coś dobrego dla reprezentacji.

Tymczasem czary nie wpływają na grę reprezentantów. Nic do niej nie ma osoba komentatora, kolor koszulek noszonych w dniu meczu i to, czy autobus zajechał metr za daleko czy nie zajechał. Takie rytuały są merytoryczną bzdurą.

Boniek, Nawałka i Kmita muszą sobie zdać sprawę, że reprezentacja ma wielkie problemy w środku pola – brak w składzie piłkarza-lidera, który opanuje sytuację w strefie środkowej, rzuci piłkę na skrzydła, zwolni i przyspieszy grę. Tak długo jak selekcjoner nie znajdzie takiego piłkarza, będziemy pozostawać bardzo średnią ekipą, w Dublinie, Berlinie, Glasgow bronić się panicznie i bez ostatecznego powodzenia, a do mistrzostw świata nie pasować. Nie znajdziemy w trakcie tych eliminacji potrzebnego piłkarza – nie mamy człowieka o wymaganych parametrach, Nawałka szukał i nie znalazł. Narodowa drużyna opiera się na chciejstwie, a nie na talentach i pracy od podstaw.

Nawałce pozostaje zatrudnienie czarownika. Sam się postawił w tej dziwacznej sytuacji akceptując zaklęcia rodem z magii.
Krzysztof Mrówka