Mecz otwarcia finałów mistrzostw Europy w piłce nożnej. Spotkanie ogląda się znacznie lepiej z kanapy, niż z miejsca komentatorskiego. Znam tę specyfikę, lecz kilka rzeczy zazgrzytało…
Sprawozdawcy ze stadionu Mateusz Borek i Włodzimierz Lubański. Obaj znają się na piłce. A jednak nie ustrzegli się błędów. Borek przez cały mecz nazwisko rumuńskiego obrońcy Razvana Rata wypowiadał RATS. On nazywa się Rat.
Pomocnik Ovidiu Hoban występuje w izraelskim klubie z Be’er Shevy. Borek nazwał klub przeciętnym, ale Hapoel Be’er Sheva jest w tym roku mistrzem Izraela. Występują tam były wiślak i mistrz Polski Maor Melikson oraz Ben Sahar – obaj mają izraelskie i polskie obywatelstwa. Gdyby Borek wiedział o mistrzowskim tytule Hapoelu (nie pierwszym w historii), to by przeciętnym nie nazwał.
Pierwsza bramka dla Francji nie wzbudziła podejrzeń duetu komentatorów. Tymczasem później w studiu Polsatu tylko Antoni Piechniczek nie widział ofensywnego faulu, pozostali komentatorzy, w tym selekcjonerzy reprezentacji Polski lub byli piłkarze oraz dziennikarz byli zgodni – Olivier Giroud sfaulował bramkarza Rumunów.
Telewizyjny i radiowy komentarz na żywo – harówka. Czasem jednak lepiej mniej mówić, niż mówić nieprawdę lub półprawdę.
Krzysztof Mrówka
Tag: Mateusz Borek
Adam Nawałka szuka czarownika
Z rozbawieniem patrzę na zabobonnych ludzi. To bywa śmieszne, żałosne, nie jest najczęściej szkodliwe dla innych osób. Kiedy zabobonny jest pierwszy trener piłkarskiej reprezentacji Polski, sytuacja staje się dziwna.
Adam Nawałka oplótł się zabobonami jak pajęczą siecią. Na wyjazdach gramy tylko w białych strojach, w czerwonych spodenkach gramy tylko na Stadionie Narodowym, w dniu meczu reprezentanci chodzą tylko w białych koszulkach polo, autobus z zawodnikami nie może się cofnąć (pod żadnym pozorem) gdy zajedzie za daleko. To zasady operetkowe, lecz nieszkodliwe, pozorna śmiesznostka.
Poważna jest jedna historia. Mecz w Dublinie – według Nawałki – musiał komentować duet Mateusz Borek – Tomasz Hajto. Dlaczego? Bo robili to podczas spotkania z Niemcami (Hajto grał w Niemczech, zna tamtejszy futbol). Wtedy osiągnęliśmy życiowy sukces i selekcjoner zdecydował, kto w Polsacie będzie komentować pojedynek z Irlandczykami.
Adam Nawałka oplótł się zabobonami jak pajęczą siecią.
Najlepsze, że nic w tym złego – w tej fanaberii – nie widzieli ani Zbigniew Boniek, szef PZPN (zadbał o odpowiednią godzinę i datę ligowego meczu Tychów, które szkoli Hajto) ani Marian Kmita, szef sportu w Polsacie.
Bońkowi nie można się dziwić – chce zrobić wszystko, aby reprezentacja osiągnęła dobry wynik. Wszak od tego zależy jego prezesura. Gdyby trzeba było, przeniósłby mecz Tychów na inny miesiąc nie patyczkując się.
Kmita zapewne nie wie, że właśnie utracił władzę na swoim poletku. Gdyby wiedział, nie zezwoliłby na taką manipulację – wszak właśnie przestał kierować tą redakcją. Kieruje nią duet Nawałka – Boniek. To ta para wystawia komentatorów, a Kmita tylko się cieszy, że zrobił coś dobrego dla reprezentacji.
Tymczasem czary nie wpływają na grę reprezentantów. Nic do niej nie ma osoba komentatora, kolor koszulek noszonych w dniu meczu i to, czy autobus zajechał metr za daleko czy nie zajechał. Takie rytuały są merytoryczną bzdurą.
Boniek, Nawałka i Kmita muszą sobie zdać sprawę, że reprezentacja ma wielkie problemy w środku pola – brak w składzie piłkarza-lidera, który opanuje sytuację w strefie środkowej, rzuci piłkę na skrzydła, zwolni i przyspieszy grę. Tak długo jak selekcjoner nie znajdzie takiego piłkarza, będziemy pozostawać bardzo średnią ekipą, w Dublinie, Berlinie, Glasgow bronić się panicznie i bez ostatecznego powodzenia, a do mistrzostw świata nie pasować. Nie znajdziemy w trakcie tych eliminacji potrzebnego piłkarza – nie mamy człowieka o wymaganych parametrach, Nawałka szukał i nie znalazł. Narodowa drużyna opiera się na chciejstwie, a nie na talentach i pracy od podstaw.
Nawałce pozostaje zatrudnienie czarownika. Sam się postawił w tej dziwacznej sytuacji akceptując zaklęcia rodem z magii.
Krzysztof Mrówka