Europa będzie albo biała, albo nie będzie!

Czcigodny Panie Redaktorze Naczelny!

Uprzejmie donoszę, że nie tylko sprawa tzw. Pałacu Kultury domaga się natychmiastowej interwencji, to jest natychmiastowego wyburzenia. W kolejce do demolacji czekają niezliczone obiekty w całym kraju.

Pod Wawelem tych wrażych, zakłócających słowiańską harmonię budowli jest wystarczająco dużo, aby wywołać w nas Nacjonalistach szczere oburzenie. Nie tylko bowiem ślady komunizmu, ale także niemieckiego hitleryzmu w postaci choćby pałacyku w Przegorzałach oraz dużej części zabudowy Wawelskiego Wzgórza pokrytego wstrętną bryłą koszar austriackiego zaborcy, oraz biur wzniesionych ręką niemieckiego okupanta. Do natychmiastowego wyburzenia powinny zostać przeznaczone całe połacie, te które wzniesiono w czasie okupacji miasta przez austriackiego oprawcę.

Obok tego do zrównania z ziemią piastowską nadaje się w zasadzie cała pustać Nowej Huty, jako symbol panowania komunistycznego, a także przecież sam kombinat, utworzony z woli komunistycznych siepaczy. Dzięki tym zabiegom, miasto zostanie przewietrzone, a co najważniejsze – odzyska swój arcypolski charakter.

W miejsce wyburzonych symboli obcego panowania wybudujemy montownie silników elektrycznych, koszary WOT oraz termy i obozy pracy Radia Maryja. W miejsce kombinatu należy wznieść pięćsetmetrowy pomnik Prezydenta Tysiąclecia. W okolicach oczu Pana Prezydenta można zainstalować wyrzutnie rakiet, a w okolicach lędźwiowych hotel z panoramą na nową Polskę, gdzie nie będzie już miejsca dla jakichś siedlisk przyrodniczych czy gniazd występku. Europa będzie albo biała, albo nie będzie!

Howgh! Na zdar! Jihaha!

Ewaryst Sedes Sapientia

Wassermann na prezydenta!

Kombinacja jest prosta, nawet prostacka. Speckomisja śledcza ds. Amber Gold posłuży do rozjeżdżania Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska. Akcja ma też drugie dno.


Kaczyński kombinuje tak – speckomisja długo i namiętnie rozgniatać będzie politycznych rywali. Gdy nadejdą wybory do samorządów szefowa speckomisji Małgorzata Wassermann ma być najlepszą kandydatką na prezydenta (prezydentkę) Krakowa. Przypadek? Nie sądzę. Wszak trzeba dla PiS-u „odzyskać” samorządy.
Stanie się tak jednak tylko wtedy, gdy Małgorzata Wassermann dorówna klasie Jana Rokity w speckomisji ds. afery Rywina. To będzie trudne z kilku powodów – m.in. z tego, że żadna komisja po sprawie Rywina nie osiągnęła sukcesu. Pamiętać trzeba, że Rokita nie szefował komisji. Czynił to Nałęcz.
A sprawa Amber Gold i pomoc oszukanym? Zapewniam, to kwestia czwartorzędna. Chyba, że wyjdzie na to, iż państwo musi zwrócić ludziom pieniądze. Wtedy PiS strzeli sobie w głowę, nie w kolano. Zanoszenie worków pieniędzy do Amber Gold było dobrowolne, a KNF oficjalnie przed tym przestrzegała.
Krzysztof Mrówka

Pacjent na naszych oczach umiera

Robi się tak – gdy klub deklaruje, że szybko musi nastąpić poprawa gry piłkarzy i najbliższy mecz jest decydujący o doli trenera, zawodnicy ten mecz… przegrywają. Jedni robią to delikatnie (Wisła – Zawisza 0-1), inni brutalnie (Sunderland – Aston Villa 0-4). Bardzo pomocne jest, aby kluczowy mecz odbywał się na własnym stadionie. Bo wstyd większy…

Scenariusz ten jest stary jak futbol. Mimo to nadal kluby panicznie deklarują, że teraz zwycięstwa albo śmierć. Tak właśnie poległ w Wiśle Franciszek Smuda, tak z Sunderlandu odszedł Gus Poyet. Kiedy usłyszy to Luis van Gaal w Manchesterze United? Zespół nie gra na miarę oczekiwań i tradycji, ale ma szansę na Ligę Mistrzów. Fotel pod trenerem Czerwonych Diabłów jest ciepły, lecz jeszcze nie parzy w sempiternę. Na Holendra przyjdzie czas – miał dwa okna transferowe i nie popisał się specjalnie. Sprzedał wychowanka Welbecka do Arsenalu i kibice mu tego nie wybaczą nigdy…

Dziwne, że zwolnienie Smudy nie nastąpiło rok temu – a naprawdę mogło się tak stać właśnie wtedy.

Smuda to trener starszej generacji, wyjadacz, mający w CV spore sukcesy. Patrząc jednak na ostatnią fazę jego kariery był to zjazd z ostrego zbocza w ramach biegu zjazdowego. Praca w reprezentacji – bez pojęcia, całkowita porażka w imprezie organizowanej w Polsce, Smuda nie miał w tej robocie nic do powiedzenia. Narodowa grała słabo od początku do końca, taktyka świadczyła tylko o tym, że selekcjoner jechał na rutynie.

Zarobek przysłonił mu zdrowy rozsądek i przyjął propozycję niemieckiego II-ligowca, z którym spadł do klasy niższej. Nazwisko sobie znacznie pogorszył, lecz nie w oczach Bogusława Cupiała. Dostał pracę w Wiśle, jak zwykle.

Ta przygoda była dla niego najgorsza. Rok temu po ciężkich przygotowaniach Biała Gwiazda przegrywała wszystkie kolejne mecze (dom i wyjazd), wygnała z trybun kibiców, którzy nie mogli na to patrzeć. Sezon przegrano z kretesem. Trafił jednak do klubu z problemami i uprawiał demagogię w stylu „mamy biedę, nie można mieć oczekiwań”. Pojechał na tym aż do meczu z Zawiszą, rok później.

Jeśli po raz któryś przekonał się, że co innego mu obiecywano, a co innego ma w klubie, powinien dawno temu zrezygnować, zwołać konferencję prasową i powiedzieć całą prawdę o mizerii w Wiśle. Nie zrobił tego, czyli akceptował sytuację. Mówił, że robi to dla właściciela klubu. Ten sam właściciel, „dobry pan”, kopnął go wreszcie, bowiem inaczej nie można było. Wisła grała fatalnie.

Zawodnicy zagrali bardzo dobrze w następnym meczu po zwolnieniu Smudy, pokazali klasę i chęci. Dziwne, że zwolnienie Smudy nie nastąpiło rok temu – a naprawdę mogło się tak stać właśnie wtedy.

Jest wiele informacji, że na linii gracze – trener ostatnio dochodziło do spięć. Zaczęło się na obozie w Turcji, trwało po powrocie do Krakowa. Los Franza był przesądzony – wszystkich zawodników nie zwolnisz, trenera można posunąć zawsze. To kosztowne, lecz czasami niezbędne. Tak było tym razem w Wiśle – kostyczny, żyjący przeszłością szkoleniowiec nie zauważył, że świat zawalił mu się na głowę.

Nie okłamujmy się – Smuda i poprzedni trenerzy są tylko pionkami w tej grze. Kłopoty finansowe Wisły są poważne, ostatnio doszła porażka z Mandziarą o zaległe wypłaty (na pieniądze czeka też Genkow). Na tym poziomie rozgrywek nie można działać z tak poważnym zadłużeniem. To nie może trwać tyle lat, ile trwa pod Wawelem. Pacjent na naszych oczach umiera.
Krzysztof Mrówka