Codzienny Biuletyn Wojenny: Ustawa o winie


Rys. Digger

Trwa procedowanie ustawy złożonej w Sejmie przez Koło Wędkarskie „Jarosław Polskę Zbaw”. Jej treścią jest wprowadzenie w życie prawa, zgodnie z którym za wszystkie negatywne konsekwencje obecnej polityki partii i rządu odpowie Tusk. Wcześniej Sejm przez aklamację pozbawił Przewodniczącego imion.

Posłanka Pawłowicz „Jarzynowa Raz” Krystyna wyjaśnia: – Tusk podkopuje autorytet Polski na arenie międzynarodowej i w życiu politycznym w kraju. Ta działalność nie będzie jednak bezkarna. Winni popełnianych przez nas błędów zostaną pociągnięci do odpowiedzialności karnej – uśmiecha się posłanka, przeżuwając spory kęs sałatki jarzynowej na majonezie zakupionej w bufecie sejmowym.
Adolf Komurek

Mateusz na chwilę


Rys. Digger

Mateusz Morawiecki premierem? Na jak długo?

Beata Szydło, gdy zostawała szefową rządu ujawniła, że ma porozumienie z Kaczyńskim – będzie premierem przez całą kadencję. Myliła się. Kaczyński ją oszukał, a ona w dodatku kłamała w żywe oczy, że Gowin będzie ministrem wojny. Szydło spadła z urzędu, bowiem jak Murzynka zrobiła swoje i może odejść, zrobiła te najgorsze rzeczy, łamała prawo i kręgosłupy.
Teraz czas ma Morawiecki. Zapewne niewiele, bo przecież w okresie najważniejszych uroczystości 100-lecia niepodległości Polski premierem będzie imperator Kaczyński.
Nie łudźcie się, że jesteście kimś. Jesteście nikim. „Suweren”, który głosował na PiS, dał Kaczyńskiemu cekaem, z którego tenże rozstrzeliwuje „suwerena”.
Krzysztof Mrówka

Nie wystarczy modlitwa

Rys. Digger

Smoleńskie miesięcznice nie były, nie są i zapewne nie będą nigdy obchodami religijnymi. To gusła.

Już dawno minęła zwyczajowa, roczna żałoba. Tymczasem Kaczyński, który zawłaszczył katastrofę, od siedmiu lat wyprowadza ludzi na ulice, szczuje na innych, dzieli Polaków na lepszych i gorszych. Miesięcznice mają tylko zewnętrzną, religijną powłokę, w rzeczywistości to praktyki magiczne, obrzęd wywoływania duchów regulowany prawem PiS o zgromadzeniach.

To wszystko dzieje się w 2017 roku, w Unii Europejskiej. Kościół rzymskokatolicki z powodów koniunkturalnych na to nie reaguje, akceptując na swoim przedpolu inną religię, smoleńską.

Po ostatniej miesięcznicy na kontrmanifestantów rzucono policję, grozi im więzienie. Oparto się na Kodeksie karnym:

Art. 195. § 1. Kto złośliwie przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

§ 2. Tej samej karze podlega, kto złośliwie przeszkadza pogrzebowi, uroczystościom lub obrzędom żałobnym.

Tymczasem gusła smoleńskie nigdy nie były i nie są aktem religijnym kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej. Jest tak dlatego, że kościół smoleński nie jest związkiem wyznaniowym o uregulowanej sytuacji prawnej.

Katastrofa w Smoleńsku jest straszną tragedią, która dotknęła wszystkich w Polsce. Dlatego granie nią do celów politycznych jest podłe.

Krzysztof Mrówka

 

Twarze osób specjalnej troski, gęby ludzi drugiego sortu, maski komunistów i złodziei

Jarosław Kaczyński udzielił wywiadu Radiu Łódź. Prezes PiS odpowiedział na pytanie w sprawie protestów Komitetu Obrony Demokracji. Członkowie ruchu pojawiają się w miejscach, które odwiedza Kaczyński.

– Nie przejmuję się tym w najmniejszym stopniu. Tym bardziej, że patrząc na twarze tych osób, to tylko domysł, ale obawiam się, niektórzy z nich byli pracownikami dawnych organów bezpieczeństwa. Wydaje mi się, że widać tam też troszkę twarzy osób specjalnej troski. Nie będę tego precyzować, bo wszyscy wiedzą, co to znaczy – powiedział Kaczyński.

Ukarania naganą Kaczyńskiego za tę wypowiedź chce Nowoczesna. Wniosek trafił do sejmowej komisji etyki poselskiej. To w sumie dziwaczne, że prezes PiS i członkowie jego partii w suwerenie widzą komunistów, złodziei, element animalny, Targowicę, osoby niepełnosprawne albo niedorozwinięte. A pokładano w suwerenie takie nadzieje, wzmacniane kwotą 500+…
Krzysztof Mrówka

Popieram totalną dwukadencyjność

PiS chce wprowadzić dwukadencyjność w samorządach oraz związkach sportowych. Zgoda, ale dlaczego tylko tam?

Proponuję dwukadencyjność wójtów, burmistrzów, prezydentów miast, prezesów związków sportowych, ale i posłów oraz senatorów. Jak wszyscy, to wszyscy. Efektem takiej zmiany będzie nieobecność Kaczyńskiego et consortes w Sejmie i Senacie następnej kadencji.
Krzysztof Mrówka

Jest rok 2025, rządzi KryLeRaz


Wspólny posiłek Komitetu Centralnego Krytycznej Lewicy Razem. W roli kelnera odpracowującego wiekowe winy wobec chłopów pańszczyźnianych Mateusz Kijowski, założyciel i jedyny finansowy beneficjent KOD
Rys. Digger

Partia Razem wyprodukowała materiały, w których wyrażała oburzenie, że państwo płaci arystokratom za kolekcję, którą ci wcześniej kupili dzięki krwawicy pańszczyźnianych chłopów. „Potomkowie chłopów nigdy nie otrzymali odszkodowań za lata pańszczyzny” – pisali.
W podobnym duchu wypowiadał się szef „Krytyki Politycznej” Sławomir Sierakowski. We wtorkowej dyskusji w Radiu TOK FM, spierając się z autorem tego tekstu, powracał do chłopów pańszczyźnianych. – Nasi przodkowie żyli jak zwierzęta – argumentował i sugerował, że państwo powinno kolekcję znacjonalizować, a nie płacić Czartoryskim 100 mln euro.

Michał Szułdrzyński dla „Rzeczpospolitej”

Jest rok 2025. Ostatecznie zawalił się „plan Morawieckiego”. Mercedes zamknął w roku 2023 ostatnią montownię trójkołowych hybrydowych crossoverów z kartonu przeznaczonych na rynek chiński, a sieci Biedronki i Lidla to jedyni, poza ubojnią wieprzowiny Radia Maryja, kopalnią „Makoszowy” i służbami mundurowymi, pracodawcy w Polsce. Ruszyła hiperinflacja. Konieczność comiesięcznego wypłacania 500 złotych na każde drugie dziecko wydrążyła w budżecie potężną wyrwę. W wyborach, które odbyły się na ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie, ster władzy przejęła partia Krytyczna Lewica Razem (w skrócie KryLeRaz). Sławomir Sierakowski – wzorem Jarosława Kaczyńskiego – jest jej pierwszym sekretarzem o uprawnieniach dyktatora, lecz przezornie zachował fasadową strukturę władzy państwowej. Ułatwia to kontakty dyplomatyczne z bratnią Białorusią i Senegalem. Odbywa się posiedzenie Komitetu Centralnego Partii. Towarzysz Sierakowski zagaja dyskusję:
– Towarzysze! Nasz kraj zmaga się z przejściowymi trudnościami w zaopatrzeniu ludności w podstawowe produkty, niezbędne do prawidłowego funkcjonowania społeczeństwa, takie jak węgiel opałowy, pieczywo, cukier i nabiał. Na szczęście wprowadziliśmy dekretem narodową dietę wegańską z korzyścią dla zdrowia ludności. Całą produkcję wieprzowiny sprzedajemy pod handlową nazwą the Finest Lamb na pniu do Arabii Saudyjskiej. Pozostaje jednak niezałatwiony, palący problemat wyczerpania rezerw kapitałowych!
– Ale to chyba, kurna dobrze, no nie?! Przecież my znacjonalizowali środki produkcji, tak jak to se napisał Karl Marx w dziele „Das Kapital” i tera nie ma co kwękać – zauważa prezydent republiki Adrian Zandberg i po proletariacku spluwa na podłogę, rozcierając plamę bucikiem od Prady.
– Towarzyszu Zandberg, porzućcie wreszcie ten lumpenproletariacki sznyt, bo mi się rzygać chce na wasz widok!- rzuca nestorka rewolucji, tow. Szczuka Kazimiera, pełniąca funkcję Nadmarszałkini Sejmu Ludowego z nieograniczonymi uprawnieniami do ścigania przestępstw związanych z łamaniem parytetu płci i naruszaniem ładu językowego. — Przecież wiem, że potraficie używać pięknej polszczyzny opartej na prozie Olgi Tokarczuk i poezji Marcina Świetlickiego!
– Cisza, do jasnej ciasnej! Towarzysze, sytuacja jest skrajnie trudna, zostawcie na boku te spory formalne! Dostałem upomnienie od Playa w sprawie niezapłaconego rachunku za zeszły kwartał. Grożą mi odebraniem iPhone’a i odcięciem szerokopasmowego internetu! Chodzi nam – jak wskazywał wielokrotnie towarzysz Lenin – o naprawę bazy, czyli tego z czego wyrasta ta wasza nadbudowa kulturowa! Mówiąc krótko – jak się kurwa nie znajdzie jakaś kasa, to mamy przejebane!
Zapada męcząca cisza. Nagle przecina ją aksamitny głos towarzysz Ogórek Magdaleny, piastującej funkcję ministra do Spraw Dziedzictwa Chłopów Pańszczyźnianych (MSDCP), znanego dawniej jako Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (MKDiN).
– Towarzysze, mam chyba rozwiązanie! Otóż dysponujemy ciągle jeszcze niezmierzonym kapitałem w postaci tzw. zabytków. Na tym etapie rozwoju społecznego, kiedy już kultura przeszła na wyższy etap świadomości, wystarczy nam całkowicie świadomość, że historię sztuki zakończył definitywnie słynny „Pisuar” Marcela Duchampa. Otóż towarzysze, nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, że taka „Dama z łasiczką”, dzieło skrajnie burżuazyjne, generalnie nijakie, będące samo w sobie wynikiem bezprzykładnego wyzysku chłopów pańszczyźnianych i łamania praw zwierząt, jest nie wiadomo czemu wysoko oceniane przez zachodnich kolekcjonerów. Tak wysoko, że z punktu widzenia potrzeb ekonomicznych kraju, jego sprzedaż może nam zapewnić bezproblemowe domknięcie tegorocznej dziury budżetowej i zaspokojenie podstawowych potrzeb ludności w dwóch pierwszych kwartałach bieżącego roku. Takich „dzieł” jest znacznie więcej na terenie naszej republiki ludowej. Jest na przykład ołtarz będący tworem niemieckiego rzeźbiarza z okresu Wieków Ciemnych, Stwosza. Możemy go sprzedać w całości, lub na części!
– Kurna, Madzia, kocham cię! A ten ołtarz to bym proponował sprzedawać na części. Kiedyś, jeszcze przed Rewolucją byłem w Krakowie na imprze ze Świetlikami i go widziałem – ma bardzo dużo części, a w całości będzie go trudno przetransportować. Z doświadczenia rowerzysty wiem, że na sprzedaży części wychodzi się najlepiej – podkreśla Prezydent Zandberg.
– No to problem rozwiązany – oznajmia z ulgą towarzysz Sierakowski i każe wnieść dizajnerską michę kaszy jaglanej z sosem oregano i humusem. Członkowie rządu wyciągają gorączkowo zza swoich pazuch drewniane kopyści zaprojektowane przez laboratorium Apple’a. Pierwszy gorący posiłek w tym tygodniu.
Z przyszłości relacjonował Jan Wnęk

Rumiany Stefan kabluje z mediacji Pana Prezydenta


Rys. Digger

Relacja bezpośrednia mediacji Pana Prezydenta IV Polskiej Republiki Ludowej Dudy Andrzeja w sprawie nieodpowiedzialnej okupacji mównicy należącej do Najjaśniejszego Pana Zbawiciela Umęczonej Ojczyzny Kaczyńskiego Jarosława, brata Najświętszego Wcielenia Samego Dobra, Jaśnie Oświeconego Lecha, przekazana naszemu dziennikowi przez sługę uniżonego licencjonowanego rycerza Dobrej Zmiany, redaktora uniwersalnych mediów w stopniu licencjata Uniwersytetu Trzeciego Stopnia afiliowanego przy Toruńskiej Jedynie Prawdziwej Najświętszej Rozgłośni Radiowotelewizyjnej Jego Najdoskonalszego Autorytetu Świętego Inkwizytora Ojca Tadeusza, niech jego imię będzie błogosławione poprzez wszelakie media i stworzenie aż po kraniec bytu, redaktora terenowego we Włoszczowie, aktualnie na delegacji przy ul. Wiejskiej w Warszawie, Rumianego Stefana.

Godzina 10.01, do sali Najświętszego Lecha wchodzi Ryszard Petru.
Prezydent Duda: – Siadaj Rysiu, co u ciebie?
Ryszard Petru: – W sumie jakoś leci, a ty jak sobie radzisz?
PD: – Ano jakoś se radzę, Agata nam zaparzy herbaty z wiesiołka, łyknąłbyś?
RP: – Nieee, jakoś nie mam ochoty tak z rana.
PD: – Nie to nie. No to trzym sie Rysiu, wiesz zawsze, że co złego, to nie ja!
RP: – Jędrek, jasna sprawa, na układy nie ma rady.
Po pożegnaniu Prezydent dzwoni srebrnym dzwonkiem bydlęcym na kamerdynera. Wchodzi dziwacznie ubrany osobnik w złotej liberii posmarowany pastą do butów tak by wyglądał bardziej murzyńsko. Ojejku, toż to redaktor Jacek Hugo-Bader! Tak się teraz dorabia do głodowej pensji w Agorze.
– Bader, gadaj mi tu raz dwa trzy kto następny?
Murzyński Lokaj Bader: -Zdaje się, że Kosiniak.
PD: – To znaczy Sołtys?
Bader: – W rzeczy samej!
PD: – Wprowadzaj!
Wchodzi Przewodniczący PSL odziany w chłopską sukmanę, za pasem ma czekan, na głowie czapka krakowska zdobna w pawie pióra.
PD: – Miałeś chamie złoty róg, miałeś chamie czapkę z piór!
Prezydent zanosi się ze śmiechu, wstaje i całuje Prezesa PSL w oba policzki. Ten wyciąga zza pazuchy flaszkę i częstuje prezydenta.
PD: – O kurna, ale masz staf chłopie, co to jest kurteczka jasna?!
Kosiniak-Kamysz: – Jędrek, nie doceniasz nas. Szwagier upędził z porzeczek, trzy razy destylowana. Ma jakieś 96 oktanów. Wali w dekiel jak cholera, chcesz – dam ci recepturę.
PD: – Zostaw w recepcji. Ale flaszeczkę to mi daj, co?
KK: – Wola prezydenta, rzecz święta – działacz ludowy podaje butelkę Panu Prezydentowi i uchodzi szurając gumiakami po parkiecie wyprodukowanym z najstarszych dębów porastających do 2015 roku ścisły rezerwat Puszczy Białowieskiej, wpatrzony w Majestat, sprawnie cofając się w stronę drzwi.
Prezydent nalewa sobie zawartość do szklanki z resztką herbaty, szepcze: – O, kurteczka, ale mocny staf! Wypija duszkiem.
Wchodzi Paweł Kukiz.
PD: – Siemanko Pawełku, co za zioło teraz jarasz?
PK: – Odwal się ch… je…, chcesz żeby mnie Błaszczak przeciągnął po komisariacie?!
PD: – Oooo, tak to nie będziemy ze sobą rozmawiać, reprezentuję bowiem Majestat Najjaśniejszej Rzeczypospolitej! Bader! wyrzuć tego chłystka!
Lokaj bardzo biegle zakłada politykowi podwójnego nelsona. Kukiz usiłuje się wyrwać z żelaznego uścisku, lecz na próżno. Wyniesiony przez redaktora za drzwi kopie nogami w podłogę, słychać łoskot na schodach, następnie stłumione uderzenia pięści. To straż pałacowa przejmuje krnąbrnego działacza partyjnego. Po chwili wszystko się uspokaja. Nagle przeraźliwy gwizd syren przeciwlotniczych.
– Naczalnik! Naczalnik!
Prezydent upuszcza flaszkę, płyn rozlewa się po spodniach garnituru firmy Wólczanka. Prezydent rozkłada przed sobą dywanik, zwracając się w stronę drzwi, geograficznie umieszczonych we wschodniej ścianie Gabinetu. Następnie klęka na oba kolana i skłania głowę w ukłonie. Wchodzi naczelnik, staje na wniesionej przez Joachima Brudzińskiego drabince.
– Andrzej, pijesz od rana?! Zwariowałeś? Daj spróbować!
PD: – Wasza Miłość, wylało mi się.
Prezes: – O ty kozi synu, zobaczysz, przeprowadzę ci impiczment!
PD:- Jezu, tylko nie to, Wasza Miłość…
Konsultacje zostają na tym zakończone.

Rumiany Stefan

Niezwykła przepowiednia

skanuj-594
Rys. Digger

Rano uderzyły mnie słowa Pani Premier, że Jarosław Kaczyński dokonał rzeczy niezwykłej. Napięcie sięgnęło zenitu, wtedy pałerbank zapikał i mimo prób natychmiastowej reanimacji komp pozbawiony mocy, zgasł.

– Kurnaolek!- rzuciłem przez zaciśnięte zęby. Szwagier po drugiej stronie stołu poruszył nerwowo wąsikami. Wujek Bazyl, zawsze przejawiający pociąg do hazardu, przejął inicjatywę. – No rebiata, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, gdy wokoło płoną róże! Nie ma radia to nie ma, odkąd wichura zniosła słup z siłą, w gminie pierdzielą bo to są kodziarze i robią dywersję, odcinając nas od Prawdy. Sąsiad ma co prawda generator, ale jego teraz nie ma w domu, bo jest na zarobku w Norwegii i pierdzieli  takie klimaty. Ale nie trza czekać aż manna z nieba spadnie.
Energicznie zatarł chropowate dłonie i wskazał władczo palcem na moją kuzynkę przesuwając flakon ustrojony plastikowymi kwiatami produkcji koreańskiej. – Ty, Marta leć załączyć furę i podładuj tego pałerbanka z zapalniczki choć trochę, to może chociaż trafimy w koniec ekspoze? Ty z kolei, Mietek, nie gap się tak, tylko bier w ręce kartkę i cienkopis i zapisuj!

Wykonywaliśmy polecenia bez szemrania, szczęśliwi że nie musimy się męczyć tą ciszą, w której słychać było przeciągłe wycie opon tirów o asfalt hen na wschód od nas. Ruch odbywał się  na nowo wybudowanej nitce autostrady, która przecięła nasz region na dwie nierówne połowy.

– Obstawiamy jakiej to rzeczy niezwykłej dokonał Naczelnik! Pula na wejście po dychu, ten kto najbliżej będzie prawdy – a tą prawdę prędzej czy później na pewno poznamy- ten zgarnia całość i robi z kasą co chce. Tyle w temacie! Bazyl cyknął zuchwale przez zęby jak to miał we zwyczaju, gdy chciał podkreślić że postawił właśnie kropkę ponad przysłowiowym i.

– Pisz, Mietek, po kolei wszystkich, ale oczywizda -lejdis ferst!

Z podwórka doszło nas dramatyczne rzężenie aparatu rozruchowego w naszej dostawczej kijance, z którą zaczęliśmy mieć już kłopot, bo mechanik w punkcie kontrolnym odmówił przyjęcia tradycyjnej flaszki spirytusu za stosowny wpis w dowodzie.

– Marta, wyluzuj, bo spalisz stację, kurnaolek – wrzasnąłem przez uchyloną taflę okna z Oknoplastu.

– Dobra, daj spokój, ona nie palcem zrobiona, da se radę – Bazyl położył mi na ramieniu ciężką, włochatą łapę. – Mietek, pisz zatem nas po kolei. – Marta, Ewa, ty, ja, Olek,…-

Ewa perliście zachichotała. – Ja się tam nie znam, to nie wiem, wy wszyscy tacy kreatywni, czy jak to tam się nazywa?

Bazyl jednak po swojemu zachęcał. – Weź Ewa, wyluzuj, głupia nie jesteś. Dasz radę, jakeś dała radę pomanewrować z pińcet plus, to dasz radę odgadnąć myśli Pani Premier – zachęcał stawiając duże litery w mowie tam gdzie trzeba.

Kiedy już kartka w zeszycie napełniła się imionami i przydomkami, zaczęliśmy licytację. Musiałem dyszkę pożyczyć od Bazyla, który zrobił to chętnie, bo za każdy dzień zwłoki naliczał sto procent. Pierwszy odezwał się Bolek, kuzyn drugiej żony Edwarda, wuja ze strony babci Czesi, który popierdzielał z towarem dla Biedronki na północ kraju i zatrzymał się na parę godzin u nas. – Ja tego stawiam, że pan Jarosław sprowadził na nas duże inwestycje chińskie…

– Aleś brachu przyfasolił! – zarechotał Bazyl – Wpisuj to Mieteczku! –
po czym sam nie pozostał dłużny wyzwaniu. – Pan Naczelnik sprawił, że wrogowie naszego kraju złożyli podania o azyl na Majdanie! – Wszyscy zaśmialiśmy się zgodnie, bo Bazyl, trzeba to przyznać, ma zajefajną gadanę.

Ja ze swej strony zauważyłem, że prawdopodobnie Pani Premier chodziło o to, że Naczelnik zmusił tą cholerną hałastrę w Trybunale do zrobienia paru przysiadów. Znaczy że ich pogonił. – No to dobra, stawiaj, że pogonił Trybunał.
Kolejna dyszka miękko wylądowała w kaszkiecie Bazyla.

Wróciła Marta stawiając na stole pałerbanka podładowanego przez alternator i wniosła z dychą pomysł, że Jarosław Kaczyński wziął, jak kiedyś jakiś tam Kisyńdżer, sekretny ślub z byłą żoną Gosieskiego. To jaja są, ale może?

Na koniec Ewka, trochu głupia, za dychę postawiła, że idzie o to, że wygrali wybory. Bazyl litościwie pokiwał głową. – No wiadomo, ta jak co palnie… Ale dycha nie chodzi piechotą. Zebrała się suma, za którą można już poszaleć i golnąć czarnego łokera, mój ulubiony napój wyskokowy.

Raptem zafurczało coś w kompie, pałerbank złapał moc.

– Najbardziej niezwykłą rzeczą, jakiej dokonał Pan Premier Kaczyński było wygranie wyborów – rozległ się w pokoju nosowy głos Pani Premier.

Zapadła śmiertelna cisza. Znów słychać było jęczenie opon po autostradzie, a twarz Bazyla stężała raptownie zaś na jego niskie czoło wystąpiły perliste krople zimnego potu.

– Mietek, dej mi ten zeszyt z łaski swojej!
Szwagier usłużnie podał kajet z przepowiedniami, z których jedna była trafiona niczym szóstka w totka. Ewa patrzyła z niedowierzaniem na to co się dzieje. Bazyl podszedł do kominka, podarł zeszyt i wrzucił do środka. Następnie nałożył kaszkiet z pieniędzmi na głowę. – Pójdę do Biedronki po łokera, trzeba się wreszcie czegoś napić.

Digger

Kaczyński już myśli o premierostwie. Koniec więc bliski?

flag-pixabay

W ubiegłym tygodniu Kaczyński przeprowadził roszady nie tylko na Dolnym Śląsku, ale też np. w Łodzi, gdzie od kierowania okręgiem odsunięto posłankę PiS Beatę Mateusiak-Pieluchę. Jej miejsce zajęła inna posłanka, Joanna Kopcińska. – Sygnał jest jasny. Mateusiak-Pielucha była od Lipińskiego, Kopcińska jest od Brudzińskiego. Widać, że prezes układa partię tak, by mógł nią w terenie rządzić Brudziński, jeśli Kaczyński zdecyduje się zostać premierem – mówi polityk PiS.
(Jacek Harłukowicz, Agata Kondzińska, Wyborcza.pl, 30 X 2016)

Pan płaci, pani płaci, my płacimy

PiS chciało zaistnieć jako partia, która forsę rozrzuca ze śmigłowców, nie będzie podwyżki podatków i dogodzi dużej części społeczeństwa. Zgadza się tylko, że rozrzuca – wiadomo jednak, że nie z caracali.

ZOBACZ TUTAJ CYTAT Z „REJSU” Z YT:

W kampanii wyborczej PiS obiecywał obniżkę VAT z 23 do 22 proc. Nie będzie obniżki od 2017 r., co w sumie jest podwyżką tej daniny.
PiS w kampanii obiecywał, że nie podniesie podatków. Podniósł – wprowadził taksę nakładaną na banki, co z łatwością te instytucje przerzucają na swoich klientów. Cały czas walczy z wprowadzeniem podatku handlowego (nie ma ta danina precyzyjnej nazwy – handlowy, od sklepów etc.) i część Polaków myśli, że to coś dobrego, że nos wielkich, zachodnich domów towarowych zostanie utarty.
Mylą się ci ludzie strasznie – podatek nałożony na sklep jest bowiem przerzucony poprzez marże na… klientów sklepów. Nie jest on wobec tego podatkiem od sklepów, lecz PODATKIEM OD KLIENTÓW SKLEPÓW (czytaj powszechna danina nałożona na wszystkich obywateli). Wprowadzony uderzy w każdego z nas, podniesie bowiem ceny. jak bankowy, który jest PODATKIEM OD KLIENTÓW BANKÓW, czyli wszystkich Polaków. Żadnym ciosem w banki nie był, ale w klientów – owszem. Sprawdzcie opłaty.
Tym samym padł mit, że PiS „znajdzie gdzieś” pieniądze na program 500+. Znalazło je bolszewicko w kieszeniach wszystkich Polaków, którzy składają się na rozrzucanie pieniędzy ze śmigłowców. Niektórzy obywatele, zwani suwerenem, nawet się cieszą gdy rząd rabuje ich w biały dzień i pieniądze daje innym.
A propos dogodzenia – kupowanie ludzi za 500 zł jest tworzeniem sobie elektoratu wiszącego na klamce. PiS nie może się już w tym szaleństwie zatrzymać, bowiem klientela ich zmiecie. Nigdy nie wiadomo kiedy skończą się koniunktura i pieniądze. Jutro? Pojutrze?
Tymczasem pan płaci, pani płaci, my płacimy. To są nasze pieniądze. Kaczyński, który skłóci nawet fotele w kinie, osiagnął cel – napuścił Polaków wiszących u niego na klamce na tych, którzy nie wiszą.
Krzysztof Mrówka