
Rys. Digger
Rano uderzyły mnie słowa Pani Premier, że Jarosław Kaczyński dokonał rzeczy niezwykłej. Napięcie sięgnęło zenitu, wtedy pałerbank zapikał i mimo prób natychmiastowej reanimacji komp pozbawiony mocy, zgasł.
– Kurnaolek!- rzuciłem przez zaciśnięte zęby. Szwagier po drugiej stronie stołu poruszył nerwowo wąsikami. Wujek Bazyl, zawsze przejawiający pociąg do hazardu, przejął inicjatywę. – No rebiata, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, gdy wokoło płoną róże! Nie ma radia to nie ma, odkąd wichura zniosła słup z siłą, w gminie pierdzielą bo to są kodziarze i robią dywersję, odcinając nas od Prawdy. Sąsiad ma co prawda generator, ale jego teraz nie ma w domu, bo jest na zarobku w Norwegii i pierdzieli takie klimaty. Ale nie trza czekać aż manna z nieba spadnie.
Energicznie zatarł chropowate dłonie i wskazał władczo palcem na moją kuzynkę przesuwając flakon ustrojony plastikowymi kwiatami produkcji koreańskiej. – Ty, Marta leć załączyć furę i podładuj tego pałerbanka z zapalniczki choć trochę, to może chociaż trafimy w koniec ekspoze? Ty z kolei, Mietek, nie gap się tak, tylko bier w ręce kartkę i cienkopis i zapisuj!
Wykonywaliśmy polecenia bez szemrania, szczęśliwi że nie musimy się męczyć tą ciszą, w której słychać było przeciągłe wycie opon tirów o asfalt hen na wschód od nas. Ruch odbywał się na nowo wybudowanej nitce autostrady, która przecięła nasz region na dwie nierówne połowy.
– Obstawiamy jakiej to rzeczy niezwykłej dokonał Naczelnik! Pula na wejście po dychu, ten kto najbliżej będzie prawdy – a tą prawdę prędzej czy później na pewno poznamy- ten zgarnia całość i robi z kasą co chce. Tyle w temacie! Bazyl cyknął zuchwale przez zęby jak to miał we zwyczaju, gdy chciał podkreślić że postawił właśnie kropkę ponad przysłowiowym i.
– Pisz, Mietek, po kolei wszystkich, ale oczywizda -lejdis ferst!
Z podwórka doszło nas dramatyczne rzężenie aparatu rozruchowego w naszej dostawczej kijance, z którą zaczęliśmy mieć już kłopot, bo mechanik w punkcie kontrolnym odmówił przyjęcia tradycyjnej flaszki spirytusu za stosowny wpis w dowodzie.
– Marta, wyluzuj, bo spalisz stację, kurnaolek – wrzasnąłem przez uchyloną taflę okna z Oknoplastu.
– Dobra, daj spokój, ona nie palcem zrobiona, da se radę – Bazyl położył mi na ramieniu ciężką, włochatą łapę. – Mietek, pisz zatem nas po kolei. – Marta, Ewa, ty, ja, Olek,…-
Ewa perliście zachichotała. – Ja się tam nie znam, to nie wiem, wy wszyscy tacy kreatywni, czy jak to tam się nazywa?
Bazyl jednak po swojemu zachęcał. – Weź Ewa, wyluzuj, głupia nie jesteś. Dasz radę, jakeś dała radę pomanewrować z pińcet plus, to dasz radę odgadnąć myśli Pani Premier – zachęcał stawiając duże litery w mowie tam gdzie trzeba.
Kiedy już kartka w zeszycie napełniła się imionami i przydomkami, zaczęliśmy licytację. Musiałem dyszkę pożyczyć od Bazyla, który zrobił to chętnie, bo za każdy dzień zwłoki naliczał sto procent. Pierwszy odezwał się Bolek, kuzyn drugiej żony Edwarda, wuja ze strony babci Czesi, który popierdzielał z towarem dla Biedronki na północ kraju i zatrzymał się na parę godzin u nas. – Ja tego stawiam, że pan Jarosław sprowadził na nas duże inwestycje chińskie…
– Aleś brachu przyfasolił! – zarechotał Bazyl – Wpisuj to Mieteczku! –
po czym sam nie pozostał dłużny wyzwaniu. – Pan Naczelnik sprawił, że wrogowie naszego kraju złożyli podania o azyl na Majdanie! – Wszyscy zaśmialiśmy się zgodnie, bo Bazyl, trzeba to przyznać, ma zajefajną gadanę.
Ja ze swej strony zauważyłem, że prawdopodobnie Pani Premier chodziło o to, że Naczelnik zmusił tą cholerną hałastrę w Trybunale do zrobienia paru przysiadów. Znaczy że ich pogonił. – No to dobra, stawiaj, że pogonił Trybunał.
Kolejna dyszka miękko wylądowała w kaszkiecie Bazyla.
Wróciła Marta stawiając na stole pałerbanka podładowanego przez alternator i wniosła z dychą pomysł, że Jarosław Kaczyński wziął, jak kiedyś jakiś tam Kisyńdżer, sekretny ślub z byłą żoną Gosieskiego. To jaja są, ale może?
Na koniec Ewka, trochu głupia, za dychę postawiła, że idzie o to, że wygrali wybory. Bazyl litościwie pokiwał głową. – No wiadomo, ta jak co palnie… Ale dycha nie chodzi piechotą. Zebrała się suma, za którą można już poszaleć i golnąć czarnego łokera, mój ulubiony napój wyskokowy.
Raptem zafurczało coś w kompie, pałerbank złapał moc.
– Najbardziej niezwykłą rzeczą, jakiej dokonał Pan Premier Kaczyński było wygranie wyborów – rozległ się w pokoju nosowy głos Pani Premier.
Zapadła śmiertelna cisza. Znów słychać było jęczenie opon po autostradzie, a twarz Bazyla stężała raptownie zaś na jego niskie czoło wystąpiły perliste krople zimnego potu.
– Mietek, dej mi ten zeszyt z łaski swojej!
Szwagier usłużnie podał kajet z przepowiedniami, z których jedna była trafiona niczym szóstka w totka. Ewa patrzyła z niedowierzaniem na to co się dzieje. Bazyl podszedł do kominka, podarł zeszyt i wrzucił do środka. Następnie nałożył kaszkiet z pieniędzmi na głowę. – Pójdę do Biedronki po łokera, trzeba się wreszcie czegoś napić.
Digger